Łódź, marzec 2012

Znowu jestem w mieście Łodzi. Zima powoli odchodzi, robi się coraz cieplej. Niesamowita ilość śmieci szaleje po brudnych szaro-burych ulicach. Nie ma śniegu i nie ma zieleni. Jest za to brud. Nawet słońce nic nie pomoże, nie jest w stanie zakamuflować kurzu i śmieci. Może trochę oświetli i pobawi się nimi, zrobi parę chwytów a la pryzmat; barwę z burawej na srebrna zamieni.  A jednak coś się zaczyna dziać i zmieniać w tej Lodzi. Tak myślę, czy mogłabym tu wrócić? Czy potrafiłabym tu żyć i mieszkać? Myślę, ze tak naprawdę, to w całym życiu chodzi o ludzi, ktorych się  ma kolo siebie, z którymi się przebywa, a nie o miejsca, w których się jest. Paryz, Wiedeń, Barcelona, Wenecja, Londyn - piękne miasta. Ale kiedy mieszkałam w Wiedniu, dawno temu, początek mojej awantury emigracyjnej, to byłam bardzo nieszczęśliwa. Czułam sie parszywie, samotnie i biednie. Byłam odrzucona - biedny emigrant, uciekinier polityczny na marginesie układów klasowych i społecznych. Brak kontaktów, brak znajomości, brak układów, brak rodziny i znajomych, a przede wszystkim przyjaciół - to koszmar. Tak -  przede wszystkim to chodzi o ludzi, ludzi którzy są z nami i z którymi my jesteśmy - w tym krótkim życiu.

Łódź  nocą 

Komentarze

Popularne posty